czwartek, 29 listopada 2012

IX Międzyszkolny Konkurs dla Szóstoklasistów

Moi drodzy!

Z ogromną radością (tu powinny znaleźć się fanfary) oznajmiam wam, że wasza koleżanka z klasy - Agnieszka Iwańczuk została zwyciężczynią IX Międzyszkolnego Konkursu dla Szóstoklasistów w kategorii "Recytacja".

Agnieszka wyrecytowała pierwszy list Oskara do Pana Boga, czyli fragment powieści Erica Emmanuela Schmitta "Oskar i Pani Róża". Powiem wam szczerze, że kiedy słyszałam ten fragment w wykonaniu Agnieszki, łzy zakręciły mi się w oku. Tym bardziej, że to moja ulubiona powieść.

Agnieszko, gratulacje! Byłaś bezkonkurencyjna i rozłożyłaś całą resztę na łopatki :) Naprawdę.

Gratulacje należy też złożyć Tomkowi Płócienniczakowi z VIa za zdobycie III miejsca w kategorii "Twórczość własna".
No i nie można zapomnieć o pozostałych uczestnikach min. Michale Różalskim, który dzielnie walczył z rozumieniem czytanego tekstu. Co prawda nie stanął na podium, ale należy bardzo go pochwalić za chęci i równowagę ducha, którą zachowywał cały czas. Zresztą Michał jest mózgiem ścisłym i w tą sobotę spróbuje swoich sił w rejonowym etapie konkursu matematycznego MKO. Michale, powodzenia! Trzymam kciuki! Klasa zresztą też :)

Nasza zwyciężczyni :)

Zdjęcie pamiątkowe z reprezentantami 6b.

Wszyscy uczestniczy konkursu naszej szkoły.

Na koniec chciałabym przytoczyć wam fragment, który Agnieszka recytowała na konkursie. Mam nadzieję, że zachęci on was do przeczytania całej książki. Jeżeli ktoś byłby zainteresowany - chętnie pożyczę. Dysponuję też filmem :)
I jeszcze jedna uwaga - przytaczam cały list. Agnieszka podczas mówienia "wycinała" pewne fragmenty (głównie opisy)

Eric Emmanuel Schmitt - Oskar i Pani Róża (fr.)

Szanowny Panie Boże,
Na imię mi Oskar, mam dziesięć lat, podpaliłem psa, kota, mieszkanie (zdaje się nawet, że upiekłem złote rybki) i to jest pierwszy list, który do Ciebie wysyłam, bo jak dotąd, z powodu nauki, nie miałem czasu.
Uprzedzam Cię od razu: nienawidzę pisać. Muszę mieć naprawdę jakiś ważny powód. Bo pisanie to bzdura, odchyłka, bezsens, jajo. To lipa. W sam raz dla dorosłych.
Mam to udowodnić? Proszę, weź choćby początek mojego listu: „Na imię mi Oskar, mam dziesięć lat, podpaliłem psa, kota, mieszkanie (zdaje się nawet, że upiekłem złote rybki) i to jest pierwszy list, który do Ciebie wysyłam, bo jak dotąd, z powodu nauki, nie miałem czasu”. No więc równie dobrze mógłbym napisać: „Nazywają mnie Jajogłowym, wyglądam na siedem lat, mieszkam w szpitalu z powodu mojego raka i nigdy się do Ciebie nie odzywałem, bo nawet nie wierzę, że istniejesz”.
Tylko że jeśli tak napiszę, to dupa blada, w ogóle się mną nie zainteresujesz. A ja chcę, żebyś się zainteresował. A najlepiej byłoby, gdybyś znalazł czas, żeby oddać mi dwie lub trzy przysługi. Wytłumaczę Ci, o co chodzi. Szpital to cholernie sympatyczne miejsce: pełno tu uśmiechniętych dorosłych, którzy głośno mówią, jest też mnóstwo zabawek i panie wolontariuszki, które chcą się bawić z dziećmi, i są koledzy, na których zawsze można liczyć, tacy jak Bekon, Einstein czy Pop Corn, jednym słowem, szpital to sama radość, jeżeli jest się mile widzianym pacjentem. Ja przestałem być mile widziany. Od czasu przeszczepu szpiku czuję, że nie jestem mile widziany. Kiedy doktor Dusseldorf bada mnie rano, nie ma już do mnie serca, rozczarowuję go. Patrzy na mnie bez słowa, jakbym popełnił jakiś błąd. A przecież tak się starałem w czasie operacji. Byłem grzeczny, dałem się uśpić, nie krzyczałem, kiedy mnie bolało, łykałem wszystkie lekarstwa. Bywają dni, kiedy mam ochotę go objechać, powiedzieć mu, że może to on, doktor Dusseldorf, ze swoimi czarnymi brwiami, po prostu schrzanił operację. Ale nic z tego. Ma taką nieszczęśliwą minę, że obelgi więzną mi w gardle. I im dłużej doktor Dusseldorf milczy ze swoją zmartwioną miną, tym bardziej ja czuję się winny. Zrozumiałem już, że stałem się złym pacjentem, pacjentem, który podważa wiarę w nieograniczone możliwości medycyny.
Myśli lekarza, są zaraźliwe. Teraz już wszyscy na naszym piętrze: pielęgniarki, praktykanci i sprzątaczki patrzą na mnie tak samo. Martwią się, kiedy jestem w dobrym humorze; zmuszają się do śmiechu, kiedy powiem jakiś dowcip. Nie chichramy się już jak dawniej. 

Tylko ciocia Róża się nie zmieniła. Moim zdaniem, za stara jest na to, żeby się zmieniać. Poza tym jest za bardzo ciocią Różą. Cioci Róży nie muszę Ci, Panie Boże, przedstawiać, to Twoja stara kumpelka, to ona kazała mi do Ciebie napisać. Problem tylko w tym, że jestem jedynym, który nazywa ją ciocią Różą. Musisz więc postarać się zrozumieć, o kim mówię: ze wszystkich pań w różowych fartuchach, które przychodzą z zewnątrz, żeby spędzać czas z chorymi dziećmi, ona jest najstarsza.
- Ile masz lat, ciociu Różo?
- Potrafisz zapamiętać trzynastocyfrową liczbę, Oskarku?
- Och! Chyba przesadzasz!
- Nie. Lepiej, żeby nie wiedziano tu, ile mam lat, bo wyrzucą mnie i więcej się nie zobaczymy.
- Dlaczego?
- Jestem tu nielegalnie. Jest pewna granica wieku, żeby być wolontariuszką. A ja ją dawno przekroczyłam.

- Jesteś przeterminowana?
- Tak.
- Jak jogurt?
- Ćśś!
- Dobrze! Nikomu nie powiem.
Była cholernie odważna, że wyznała mi swój sekret. Ale dobrze trafiła. Nie pisnę słowa, chociaż dziwię się, że przy tych wszystkich zmarszczkach, które jak promienie słońca okalają jej oczy, nikt się jeszcze nie domyślił.Innym razem poznałem jej kolejny sekret i teraz już, Panie Boże, na pewno skojarzysz, o kogo chodzi. Spacerowaliśmy po szpitalnym parku i nagle wdepnęła w kupę.
- Cholera!
- Ciociu, brzydko się wyrażasz!
- Odczep się, szczeniaku, mówię, jak mi się podoba.
- Och, ciociu Różo.
- I rusz tyłek. To jest, kurde, spacer, a nie wyścigi ślimaków.
Kiedy siedliśmy na ławce, żeby zjeść cukierka, spytałem:
- Dlaczego tak brzydko mówisz?
- Skrzywienie zawodowe, Oskarku. W moim zawodzie nie miałam żadnych szans, jeśli nie używałam mocnych słów.
- A jaki był twój zawód?
- Nie uwierzysz, jeśli ci powiem...
- Przysięgam ci, że uwierzę.
- Byłam zapaśniczką.
- Bujasz!
- Byłam zapaśniczką! Nazywano mnie Dusicielką z Langwedocji. 

Od tej pory, kiedy dopada mnie chandra i kiedy jest pewne, że nikt nas nie może usłyszeć, ciocia Róża opowiada mi o swoich walkach: Dusicielka z
Langwedocji przeciw Rzeźniczce z Limousin, o tym, jak przez dwadzieścia lat zmagała się z Diaboliką Sinclair, Holenderką, która miała piersi jak pociski, a przede wszystkim o spotkaniu w turnieju o puchar świata z Ullą Ullą, zwaną Suką z Hamburga, której nikomu nie udało się pobić, nawet Stalowym Udom,
wielkiej mistrzyni cioci Róży z czasów, kiedy była zapaśniczką. Te wszystkie opowieści wprawiają mnie w rozmarzenie, wyobrażam sobie moją znajomą, drobną, trochę trzęsącą się staruszkę w różowym fartuchu na ringu, jak rozkłada na cztery łopatki olbrzymki w obcisłych trykotach. Wydaje mi się, że to ja. Staję się najsilniejszy. Mszczę się.

No więc, Panie Boże, jeżeli przy tych wskazówkach - ciocia Róża alias Dusicielka z Langwedocji - nie będziesz wiedział, kto to jest ciocia Róża, to lepiej przestań być Bogiem i idź na emeryturę. Myślę, że wyraziłem się jasno.
Wracam do swoich spraw. Jak mówiłem, mój przeszczep wszystkich rozczarował. Chemia też wszystkich rozczarowała, ale wtedy liczono na przeszczep. Teraz odnoszę wrażenie, że lekarze nie wiedzą już, co proponować, i nawet mi ich żal. Doktor Dusseldorf, którego mama uważa, za bardzo przystojnego, chociaż według mnie ma trochę za bardzo krzaczaste brwi, wygląda jak zafrasowany Święty Mikołaj, któremu skończyły się prezenty.
Atmosfera coraz bardziej się psuje. Rozmawiałem o tym z moim kolegą Bekonem. Tak naprawdę to on nie nazywa się Bekon, tylko Yves, ale my nazwaliśmy go Bekonem, bo to bardziej do niego pasuje, dlatego że jest poparzony.
- Bekon, mam wrażenie, że lekarze przestali mnie lubić, załamuję ich.
- Coś ty, Jajogłowy! Lekarze są nie do zdarcia. Zawsze mają pełno pomysłów na operacje, które można ci zrobić. Policzyłem, mnie obiecali co najmniej sześć.
- Może ich inspirujesz.
- Najwyraźniej.
- Ale dlaczego nie powiedzą mi po prostu, że umrę?
Wtedy Bekon zareagował jak wszyscy w szpitalu: ogłuchł. Jeśli w szpitalu powiecie coś o umieraniu, nikt nie usłyszy. Możecie być pewni, że powstanie jakaś dziura powietrzna i zaczną mówić o czym innym. Wypróbowałem to ze wszystkimi. Oprócz cioci Róży.
Więc dzisiaj rano postanowiłem przekonać się, czy ona też straci słuch, kiedy o tym wspomnę.
- Ciociu Różo, dlaczego nikt mi nie mówi, że umrę?
Spogląda na mnie. Czy zachowa się tak jak wszyscy? Proszę cię, Dusicielko z Langwedocji, wytrzymaj, nie zatykaj uszu!
- Czemu chcesz, żeby ci to mówiono, skoro sam wiesz, Oskarze! 

Uff, usłyszała.
- Wydaje mi się, ciociu, że oni chcieliby widzieć ten szpital innym, niż naprawdę jest. Jakby człowiek przychodził do szpitala tylko po to, żeby wyzdrowieć. A przecież przychodzi się tutaj także po to, żeby umrzeć.
- Masz rację, Oskarze. Myślę zresztą, że popełnia się ten sam błąd w stosunku do życia w ogóle. Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jakbyśmy byli nieśmiertelni.
- Moja operacja się nie udała, ciociu Różo?
Ciocia Róża nie odpowiedziała. To był jej sposób na to, żeby powiedzieć tak. Kiedy już była pewna, że zrozumiałem, podeszła do mnie i szepnęła błagalnym tonem:
- Oczywiście niczego ci nie mówiłam. Przysięgasz?
- Przysięgam.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy, żeby przetrawić te wszystkie nowe myśli.

- A może napisałbyś list do Pana Boga, Oskarze?
- Och nie, ty też, ciociu Różo?
- Co ja też?
- Myślałem, że nie jesteś kłamczuchą.
- Ale ja wcale nie kłamię.
- To czemu mówisz mi o Panu Bogu? Dałem się już raz nabrać na Świętego Mikołaja. To mi wystarczy, dziękuję!
- Oskarze, Pan Bóg i Święty Mikołaj nie mają ze sobą nic wspólnego.
- Owszem. Na jedno wychodzi. Zwykła propaganda!
- Myślisz, że ja, była zapaśniczka, sto sześćdziesiąt wygranych meczów na sto sześćdziesiąt pięć odbytych, z czego czterdzieści trzy przez nokaut, Dusicielka z Langwedocji, mogłabym choć sekundę wierzyć w Świętego Mikołaja?
- Nie.
- A w Boga wierzę. Wyobraź sobie. Jasne, że to zmieniało postać rzeczy.
- A po co miałbym pisać do Pana Boga?
- Może poczułbyś się mniej samotny?
- Mniej samotny z kimś, kto nie istnieje?
- Spraw, żeby istniał. Pochyliła się w moją stronę.
- Za każdym razem, kiedy w niego uwierzysz, będzie trochę bardziej istniał. Jeśli się uprzesz, zacznie istnieć na dobre. I wtedy ci pomoże. 

- Co mogę mu napisać?
- Podziel się z nim swoimi myślami. Myśli, których się nie zdradza., ciążą nam, zagnieżdżają się, paraliżują nas, nie dopuszczają nowych i w końcu zaczynają gnić. Staniesz się składem starych śmierdzących myśli, jeśli ich nie wypowiesz.
- O.K.
- Poza tym możesz co dzień poprosić go o jedną rzecz. Ale uwaga! Tylko o jedną.
- To ten twój Pan Bóg jest do niczego, ciociu Różo. Aladyn mógł prosić sługę lampy o spełnienie aż trzech życzeń.
- Jedno życzenie dziennie, to chyba lepiej niż trzy przez całe życie, nie uważasz?
- O.K. To mogę go o wszystko poprosić? O zabawki, cukierki, samochód?...
- Nie, Oskarze. Bóg to nie Święty Mikołaj. Możesz go prosić tylko o sprawy duchowe.
- Na przykład?
- Na przykład o odwagę, o cierpliwość, o zrozumienie.
- O.K. Rozumiem.
- Możesz też, Oskarze, prosić go o różne rzeczy dla innych.
- Jedno życzenie dziennie, ciociu Różo, no to bez przesady, najpierw pomyślę o sobie!
No. A więc, Panie Boże, w tym pierwszym liście opisałem Ci trochę, jak mi się żyje w tym szpitalu, gdzie patrzą na mnie jak na przeszkodę dla medycyny, i chciałbym Cię prosić o wyjaśnienie: czy wyzdrowieję? Odpowiedz mi tak lub nie. To nie jest skomplikowane. Tak lub nie. Niepotrzebne skreślić.
No to do jutra, całusy, Oskar.
 

PS: Nie mam Twojego adresu. Co robić?

środa, 28 listopada 2012

Andrzejki


Kochani!

Jesteśmy już po naszym andrzejkowym wieczorze. Mam nadzieję, że impreza wam się podobała i dobrze się bawiliście :)

Andrzejki znane tez jako Jędrzejki, to wieczór wróżb i magii odprawiany w nocy z 29 na 30 listopada w dzień św. Andrzeja - patrona Szkocji. Nie jest to polskie święto, ale w naszej kulturze istnieje już od XVI w. Pierwszy raz wspomniał o Andrzejkach Marcin Bielski (historyk i poeta renesansowy) w swojej kronice. Jest to ostatni dzień hucznych zabaw poprzedzających adwent - czas wyciszenia, w którym czekamy na narodzenie Pana Jezusa.

W dawnych czasach andrzejkowe wróżby traktowano bardzo poważnie. Wróżby przeznaczone były dla niezamężnych dziewcząt i odprawiano je w odosobnieniu, dla każdej z osobna. Mężczyźni początkowo nie brali udziału w Andrzejkach, bo mieli swoje święto - Katarzynki. Z biegiem czasu zwyczaj ten uległ zmianie - wróżby przyjęły formę zbiorową, a zabawy gromadzą do dziś ludzi obojga płci.

My również mieliśmy swoje wróżby - przekuwanie serca, wróżenie z kuli, lanie wosku oraz wędrówkę butów. . A może znacie jeszcze jakieś inne, andrzejkowe wróżby? Na wasze odpowiedzi czekam w komentarzach.

Ale, czym byłoby święto bez pamiątkowych zdjęć...? Ku wspólnej uciesze zamieszczam niektóre z wielu fotografii uwieczniające nasz wesoły wieczór.

Nasza klasowa wróżka  :)

Wesoła klasa przy wspólnym stole

Wróżba z sercem cieszyła się powodzeniem, niestety zostało ono rozdarte :)

Kasia twoje włosy, skóra i okularki były rewelacyjne!!!

Uśmiech Kasi - bezcenny

Długa kolejka do wróżki. Każdy chce wiedzieć, co go czeka:)


Jak widzicie, chłopcy też skorzystali z porady wróżki

Lanie wosku

Adam dzielnie trzymał nam klucz :)

Moje wesołe dziewczyny :)

Małgosiu to zdjęcie było tak urocze, że musiałam je zamieścić:)

Wróżba z męskimi butami


I ta sama wróżba w wersji damskiej :)

wtorek, 20 listopada 2012

Savoir - vivre, kindersztuba, bon ton!

Kochani czwartacy!

Mieliśmy ostatnio lekcję na temat właściwego zachowania się przy stole, ale nie tylko! W grupach stworzyliście również zasady właściwego zachowywania się: w autobusie, w kinie, podczas lekcji i szkolnego apelu.

Jednak czy dla wszystkich dobre wychowanie oznacza to samo? Posłuchajcie, co na ten temat do powiedzenia mają wasi młodsi koledzy i koleżanki :)



Jak usłyszeliście, najmłodsi mają nieco inne wyobrażenie na temat dobrego wychowania, ale tego w naszym mniemaniu.

Mówiliśmy też, że zasady właściwego zachowania nie są uniwersalne na całym świecie. Są one różne w zależności od regionu, tradycji czy kultury danych ludzi. Najbardziej charakterystycznym ( a nas bulwersującym) przykładem takich odmienności jest zwyczaj bekania po jedzeniu przez mieszkańców krajów azjatyckich. Jeżeli pojechalibyśmy z wizytą na sąsiedni kontynent i porządnie nie beknęli po jedzeniu, gospodarz najprawdopodobniej zagniewałby się na nas! A to dlatego, że beknięcie jest dla pana domu sygnałem, że jedzenie nam smakowało i czujemy się nasyceni.
U Wietnamczyków i Chińczyków zdarza się dość często, że gospodarz domu podczas uczty najpierw sam próbuje jakiegoś kąska, a następnie podaje ten sam, ugryziony gościowi. I nie jest to oznaką braku kultury czy obżarstwa, ale tego, że podawane jedzenie jest smaczne i nieszkodliwe.
W Japonii na przykład niedozwolone jest smarkanie w pomieszczeniu, gdzie oprócz nas są jeszcze inni ludzie, gdyż świadczy to o naszym braku manier i szacunku dla innych.

A może i wy znacie jakieś ciekawostki dotyczące właściwych (bądź niewłaściwych) zachowań w innych krajach?

Czekam na wasze odpowiedzi :)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Nie zaistnieję, jeśli mnie sobie nie wyobrazisz...


Dzisiaj mieliśmy lekcję dość hm... inną. A może fantastyczną nieco? A może dziwną? W każdym bądź razie używaliśmy też innych zmysłów, a nie tylko słuchu, mowy i wzroku (Agnieszka wąchała nawet kostkę cukru!).

Mam nadzieję, że zauważyliście, jak wasze wyobrażenia zmieniały się wraz z rozwojem wypadków:

Na początku, kiedy pokazałam wam pudełko po butach i potrząsnęłam nim, myśleliście, że mam tam gwoździe,                           imadło bądź inne przyrządy używane w średniowieczu dla dręczenia biednych ludzi.

Znalazł się na szczęście ochotnik, który odważył się otworzyć puszkę Pandory i o dziwo! Nie wyleciały z niej                            nieszczęścia, ale kolejne pudełko w czerwono - białe paski.


Ale i je trzeba było otworzyć, aby się przekonać co będzie dalej.
I znów pudło! DOSŁOWNIE. Bartek powiedział, że znajduje się tam pióro. Było?

A tam znalazło się mniejsze pudełko na biżuterię. I czy znaleźliśmy tam kolczyki, naszyjnik bądź pierścionek? NIE.                                Pudełko od zapałek :)

A w pudełku od zapałek - mała, karteczka WYOBRAŹNIA.
To wyobraźnia was doprowadziła do tego znaleziska. I ciekawość (która jest pierwszym stopniem do piekła, przypominam!) :)

Czym jest dla was wyobraźnia?



Moi drodzy! Tak, jak wam mówiłam na lekcji, każdy z was ma takie pudełko w głowie. Najważniejsze, aby umieć czerpać z niego pełnymi garściami, móc otwierać w dowolnych momentach swojego życia, korzystać. Dlaczego wiersz Herberta jest tak ważny? A no dlatego, że gdyby ludzie nie posiadali wyobraźni, świat nie rozwinąłby się ani trochę. A dlaczego? Bo nawet nie wiedzieliby, że mogą sięgać wyżej, stworzyć coś więcej.

Wyobraźnię doceniają nie tylko poeci, pisarze, malarze, czyli ludzie sztuki. Doceniają ją przede wszystkim naukowcy, a do nich bez wątpienia można zaliczyć Alberta Einsteina. Powiedział on kiedyś bardzo mądrze, zresztą:

Wyobraźnia bez wiedzy może stworzyć rzeczy piękne. Wiedza bez wyobraźni najwyżej doskonałe.

Czy zgadzacie się z jego słowami? Co możecie powiedzieć od siebie na ten temat? Co jest bardziej kuszące: Świat pełen niespodzianek i piękna, ale też chaosu i wielu rozczarowań, czy świat chłodny i ułożony, ale za to idealny?
Czekam na wasze komentarze. Autor najlepszego otrzyma oczywiście nagrodę :) Zachęcam każdego z was do udzielenia się na forum. Pokażcie, na co was stać! A i oczywiście napiszcie, czy podobała się wam dzisiejsza lekcja (tylko szczerze).

Pozdrawiam. Senna już pani Ania.

"Od tej pory przestaję istnieć na mapie"

Czy poznajecie te słowa?

Tak, tak wypowiedziała je nasza biedna, rozebrana ze wszystkich ziem Polska - Małgosia, którą chwilę potem bezduszni zaborcy skuli i posadzili w kącie.

Za nami apel z okazji Święta Niepodległości.
Bardzo serdecznie i gorąco chciałam podziękować mojej najfajniejszej klasie pod słońcem za udział w tej uroczystości. Kochani! To wy sprawiliście, że apel wyszedł tak dobrze i tak bardzo spodobał się całej szkole (świadczą o tym brawa, które otrzymaliście). SERDECZNE GRATULACJE!! Zostaniecie oczywiście stosownie nagrodzeni. Ale na wszystko przyjdzie pora :)
Mam nadzieję, że teraz rozumiecie, dlaczego was tak goniłam do prób, uczenia się ról i krzyczałam za złe zachowanie ;)

A teraz chciałabym usłyszeć opinię szóstej klasy. Jak wam się podobał nasz apel, który oglądaliście przecież dwukrotnie? Mam nadzieję, że szczerze wypowiecie się w komentarzach.










No i z tej wspaniałej okazji chciałbym ogłosić, że właśnie nasza, niepodległa Polska jest zwyciężczynią "Konkursu niepodległościowego" :) Małgosia wskazała aż 47 wydarzeń i 11 postaci z Animowanej historii Polski i to ona otrzymuje ocenę bardzo dobrą :) Pozostałe osoby otrzymują plusy.
Małgosiu, gratuluję raz jeszcze!

niedziela, 11 listopada 2012

"O ileż mąk, ile cierpienia/ O ileż krwi, przelanych łez"

Moi drodzy!

Każdy z was chyba wie, jak ważne święto dziś obchodzimy!

Tak, dziś 11 listopada - Dzień, w którym Polska 94 lata temu odzyskała niepodległość, po 123 latach niewoli.

Akademia z tej okazji odbędzie się w naszej szkole 16 listopada na trzeciej godzinie lekcyjnej.

Z okazji tego święta przygotowałam dla was konkurs, w którym można wygrać okrągłą i dużą piątkę wpisaną przeze mnie do dziennika moim pięknym, żelowym, zielonym długopisem.

Chętne osoby proszę o obejrzenie krótkometrażowego filmu Tomka Bagińskiego Animowana historia Polski:



Ocenę bardzo dobrą otrzyma osoba, która rozpozna najwięcej osób pojawiających się w czasie trwania filmu i wypisze z niego najwięcej wydarzeń z historii Polski wraz z datami (jeżeli będzie problem z jej dokładnym określeniem, operujemy wiekami). Do dzieła, macie na to czas do wtorku (13.11)

Powodzenia ;)

sobota, 10 listopada 2012

Czy zwierzęta mają nijaką świadomość?

Kochana VI b!

Pamiętacie wiersz Wisławy Szymborskiej Kot w pustym mieszkaniu? 
Waszym zadaniem było napisać, czy zgadzacie się z Szymborską, która w jednym z wywiadów powiedziała: Pocieszam się zresztą, że zwierzęta nijakiej świadomości nie mają, bo byłoby jeszcze więcej zrozpaczonych istot na świecie. Naturalnie zwierzęta też mają swoje chwile rozpaczy, tylko jakoś łatwiej da się to załatwić. Rozpacz ludzka jest dużo trwalsza [...]

Ostatnio błądząc po internecie natknęłam się na pewien List od chomika :)


Przeczytałam te listy i pomyślałam sobie o swoim chomiku, którego kiedyś miałam. Ja też wyjeżdżałam i zostawiałam go samego w domu. Często w natłoku obowiązków zapomniałam posprzątać mu klatkę lub napełnić poidełko. Pamiętam jak kiedyś wyszorowałam jego domek, nałożyłam ściółki i jedzonka. Jak on się cieszył! Latał jak szaleniec po całej klatce i wnosił sobie świeże trocinki, aby móc na nich potem spać. Uważam, że była to oznaka radości.

Jestem ciekawa jakie emocje potraficie rozpoznać u swoich pupili? Jak wasi milusińscy reagują na was? Na swoje ulubione jedzenie? Na waszą długotrwałą nieobecność? Czekam na wasze odpowiedzi :)

środa, 7 listopada 2012

Interpunkcja


Zgodnie z obietnicą przesyłam wam prezentację dotyczącą polskiej interpunkcji.
Przypominam, że w przyszłą środę (14.11) mamy klasówkę.

Radzę zacząć uczyć się już dzisiaj :P





Pozdrawiam!

wtorek, 6 listopada 2012

Gazety i czasopisma - podział


Ach nie ma to jak poranna gazetka!
Zapewne nie raz słyszeliście to od swoich rodziców. Niestety, ale czytanie gazet przy porannej kawie odchodzi już do lamusa, bo w dzisiejszych czasach ludzie mają coraz mniej czasu.

Zgromadziliśmy w klasie dość pokaźne zbiory gazet różnego rodzaju (oczywiście przeważały pisma o grach komputerowych i majsterkowaniu) i musieliśmy dokonać ich podziału.

Dwie grupy dzieliły pisma ze względu na tematykę, jedna ze względu na częstotliwość ukazywania i jedna ze względu na odbiorcę. Poszło wam to całkiem sprawnie i całkiem dobrze. Skończyliśmy pracę niemalże równo z dzwonkiem.

Myślę, że warto jest przypomnieć nasz podział:

PODZIAŁ CZASOPISM ZE WZGLĘDU NA CZĘSTOTLIWOŚĆ UKAZYWANIA SIĘ:
  • dzienniki
  • tygodniki
  • dwutygodniki 
  • miesięczniki
  • kwartalniki
  • roczniki
 PODZIAŁ CZASOPISM ZE WZGLĘDU NA TEMATYKĘ:
(Oczywiście jest to najrozleglejszy obszar, ale wymienię może te najważniejsze)
  • informacyjne
  • polityczne
  • kulturalne
  • muzyczne
  • rozrywkowe
  • filmowe
  • komputerowe
  • psychologiczne
  • motoryzacyjne
  • kulinarne
  • Kobiece / męskie
  • dotyczące mody 
  • historyczne
  • podróżnicze
  • medyczne itd.
PODZIAŁ CZASOPISM ZE WZGLĘDU NA ODBIORCĘ: 
  • dla dzieci
  • dla młodzieży
  • dla kobiet
  • dla mężczyzn
  • dla osób starszych
  • dla wszystkich
  • dla ludzi określonych zawodów (lekarzy, prawników, nauczycieli itd.)
  • dla gospodyń
  • dla młodych matek itd.
 Jak widać jest tego całkiem sporo. Wy również włożyliście sporo pracy w swoje plakaty. A i zdjęcia pamiątkowe na koniec. Kolejna lekcja medialna - za tydzień :) 
 











Pozdrawiam. Do zobaczenia jutro! :) 

poniedziałek, 5 listopada 2012

Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny i Halloween. Do pogodzenia?


Cóż kochani :)

Wszystko, co dobre, szybko się kończy... Nasz długi weekend również dobiega końca. Mam nadzieję, że wypoczęliście i macie więcej energii do pracy, do codziennego wstawania, do nauki. Ja porządnie naładowałam akumulatory i przyznaję się, że 4 długie dni leniłam się okrutnie (prawda, że to nie przystoi nauczycielowi?) :P

Jednak na podsumowanie tego czasu chciałabym podzielić się z wami kilkoma przemyśleniami. Zapraszam was do wypowiedzenia się na ten temat.

Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale 1 listopada, czyli Wszystkich Świętych oraz 2 listopada, czyli Dzień Zaduszny (chociaż nie wolny od pracy, to tak samo ważny) to jedne z najważniejszych świąt w katolickim kalendarzu.

Dzień Wszystkich Świętych kiedyś, w VIII w. obchodzony był 13 maja. Dopiero papież Grzegorz III przeniósł tę uroczystość na 1 listopada. Święto to wywodzi się jeszcze z IV wieku i obchodzone było dla upamiętnienia męczenników, którzy oddali swoje życie za wiarę w Chrystusa. W tamtych czasach ludzie pielgrzymowali do miejsc, gdzie znajdowały się relikwie świętych, aby oddać im hołd. Chciano w ten sposób podkreślić, że męczennicy są szczególnie ważni dla kościoła. Ponieważ pielgrzymowano w wiele miejsc, w różnym czasie, papież Bonifacy IV poświęcił kościół pod wezwaniem Matki Bożej Męczenników i zgromadził tam bardzo dużą ilość relikwij świętych. Od tamtego czasu wierni z całego świata przybywali do tej świątyni, aby czcić tych, którzy za wiarę oddali swe życie.

Z kolei Dzień Zaduszny został zapoczątkowany nieco później, bo dopiero w 998 r. przez św. Odilona (zakonnika) z Cluny ku pamięci wszystkich bliskich zmarłych. Od XV w. zaczęto w te dni urządzać procesje na cmentarze. Po powrocie w domach śpiewano pieśni żałobne i odmawiano modlitwy za zmarłych.

Dzisiaj w te dni udajemy się na cmentarze, aby odwiedzić swoich bliskich, których już nie ma z nami. Sprzątamy grób, zapalamy symboliczną świeczkę, prowadzimy ze zmarłym swego rodzaju rozmowę lub odmawiamy modlitwę.
W tym roku nie udało mi się odwiedzić grobów moich bliskich, ale za to udałam się na warszawskie Powązki, aby uczcić pamięć wybitych i zasłużonych Polaków.

Pomnik - symbol poświęcony osobom pomordowanym w obozach koncentracyjnych.


Nagrobek jednego z moich ulubionych pisarzy - Michała Choromańskiego, autora książki "Zazdrość i medycyna".

Odchodzimy wtedy kiedy lepsi już nie możemy być  - napis na nagrobku Kamili Skolimowskiej.

Kiedyś, jeszcze w epoce przedchrześcijańskiej w plemionach Bałtów i Słowian obchodzony był zwyczaj Dziadów (w nocy z 31 października na 1 listopada), co było przygotowaniem do Święta Zmarłych. Chrześcijańskim odpowiednikiem są właśnie Zaduszki. Starano się w tym czasie ugościć przybyłe do domu dusze (najczęściej kaszą i jajkami), aby zapewnić sobie ich przychylność i pomóc w im w osiągnięciu spokoju w zaświatach. Wędrującym duszom czyśćcowym rozświetlano drogi pochodniami (dziś symbolem tego są znicze) i starano się spełniać dobre uczynki dla dobra zmarłych (np. dawano jałmużnę żebrakom). Dziś zwyczaj Dziadów jest nam znany z jednego powodu. Jakiego? Gdzie mamy nawiązanie do tego zwyczaju? Oczywiście odpowiedzi należy szukać w literaturze. Kto jako pierwszy odpowie na to pytanie, otrzyma plusa :)

W Polsce mamy Wszystkich Świętych, Zaduszki, a co na zachodzie? Na zachodzie, głównie w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Kanadzie i USA obchodzone jest święto Halloween (31 X- 1 XI), czyli zwyczaj związany z maskaradą, odnoszący się do święta zmarłych. Dzieje Halloween nie są dobrze znane, ale jedna z hipotez głosi, że święto to wywodzi się z celtyckiego obrządku Samhain obchodzonego ponad 2 tysiące lat temu! Na długi czas tradycja ta zanikła, jednak została ponownie wprowadzona w latach 20- tych XX w. Na dobre rozkwitła w latach 90-tych i cieszy się ogromną popularnością do dziś.

Symbolem Halloween jest dynia z wyszczerbionymi zębami, ale podczas święta nie brakuje: czarownic, upiorów, wampirów, zombie.




Halloween jako święto ma w sobie wiele magii i uroku i przyciąga wielu młodych ludzi. Ponieważ jest to święto radosne - nie brakuje wtedy zabaw, tańców, wróżb.

Mimo, że Halloween jest starym świętem z bogatą historią to niestety, ale mam czasem wrażenie, że amerykańska komercja zrobiła z niego parodię. Oczywiście to jest tylko moje zdanie. Niestety, ale obserwując zachowanie niektórych osób, czy oglądając zdjęcia lub filmy, zaczynam wątpić w ludzki rozsądek.


Zakładanie sobie żelaznej klatki na głowę świadczy chyba tylko o jej braku na karku.

Mix Spidermana i zombie to też chyba niezbyt fortunny pomysł.

Pięć części tego samego filmu można nazwać odgrzewaniem zimnych kotletów. O ile pierwsze dwie części były do "przełknięcia" dla przeciętnego kinomana, o tyle kolejne można bez wyrzutów sumienia nazwać porażką.

Halloween nie jest polskim świętem, dlatego też Polacy mają co do niego mieszane odczucia. Szczególnie trudno jest je zaakceptować ludziom starszym, przywiązanym do tradycji. Wiele osób obawia się, że zachodnie wzorce wyprą nasze Święto Zmarłych, a dynia zastąpi znicz.
Jest w tym oczywiście wiele racji, ale nie mimo wszystko należy być otwartym na nowe doświadczenia, zwyczaje, obchody. Czy zgadzacie się ze mną?

Znalazłam też w internecie krótki film o Halloween, w którym zamieszczono nie tylko opis, ale również wypowiedzi ludzi odnoszące się do tego święta:



Jestem bardzo ciekawa waszej opinii na temat Halloween oraz polskich Zaduszek.
Osobiście nie obchodzę Halloween, ale uważam, że jest to świetna okazja do twórczego i miłego spędzenia czasu. Warto spędzić tę noc na szaleństwach, zabawach, maskaradach. Jednak w tym całym "Halloweenowym szale" nie można zapominać o polskich tradycjach, o naszych bliskich zmarłych, o poległych za ojczyznę. Do wszystkiego należy podchodzić z umiarem i rozsądkiem.

A jak wy sądzicie? Czy te dwa święta można pogodzić, czy też nie? Czekam na komentarze :)
 

(c)2009 Bandy z Sarabandy. Based in Wordpress by wpthemesfree Created by Templates for Blogger