poniedziałek, 24 grudnia 2012

Najlepsze życzenia świąteczne

KOCHANI!

Jak wiecie Święta Bożego Narodzenia to czas szczególny - wypełniony miłością i nadzieją (dlatego też piszę na zielono) a przede wszystkim radością z powodu przyjścia Chrystusa na świat. Wszystkim wam życzyłam już tego, co najlepsze, ale zrobię to jeszcze raz z ogromną przyjemnością :)

Życzę wam wszystkim spełnienia marzeń, tych wymarzonych prezentów, dużo radości, miłości i ciepła rodzinnego oraz spotkania naszego brodatego, sędziwego Mikołaja, który ISTNIEJE!
Tak kochani, święty Mikołaj istnieje równie niewątpliwie jak miłość, wielkoduszność i poświęcenie. Pomyślcie sobie, jak ponury byłby świat bez Mikołaja! Tak samo ponury byłby świat bez was. Nie byłoby wtedy dziecięcej wiary, poezji i romantyzmu, które czynią życie znośnym. Dlatego też korzystając z okazji, chciałabym podziękować wam za to, że jesteście i rozświetlacie moją ścieżkę. Myślę zresztą, że to działa w obie strony :)

A w Nowym Roku 2013 - dużo dobrych chwil i sukcesów. Życzę wam, aby wasze wybory były trafne, problemy - rozwiązywane, a to co dobre - utrwalane. 
No i żeby moje kochane dzieci z szóstej klasy roztrzaskały w mig sprawdzian szóstoklasisty, bo wiem, że możecie tego dokonać.

Pozdrawiam was ciepło, świątecznie, w czerwonej czapeczce.
Pani Ania K.


niedziela, 16 grudnia 2012

Reklama. Jak nas przyciąga?

Ostatnie zajęcia, z nazwanych przeze mnie roboczo "wstępnych" poświęcone zostały reklamie. W trakcie naszych lekcji analizowaliśmy reklamy wycięte z gazet oraz reklamy, które doskonale znamy z telewizji. Mam nadzieję, że zajęcia zakończyły się pełnym sukcesem. Dziękuję wam za szczere zaangażowanie :)

Na początku podzieliliśmy się na grupy i każda z nich otrzymała po dwie reklamy wycięte z gazety. Waszym zadaniem było odpowiedzieć na następujące pytania:

1. Jaki produkt/ usługę promuje reklama?
2. Co na niej widzicie?
3. Co podoba Ci się w tej reklamie, a co nie?
4. W jaki sposób reklama zachęca nas do kupna danego produktu?

Pracowaliście bardzo intensywnie. Reklamy (z moją drobną pomocą) przeanalizowaliście poprawnie. Nawet nie miałam do czego się przyczepić ;)








  
Na końcu lekcji zrobiliśmy podsumowanie. Każda grupa przedstawiała rezultaty swojej pracy. 




Grupa Kariny i Kasi analizowała reklamę Gerberków (DoReMi) oraz intensywnie nawilżającego kremu Nivea. Reklama sosików dla dzieci, jak zauważyła grupa, była bardzo ciekawie wykonana. Widoczny był na niej pociąg, w którym kolejkę zastępował reklamowany słoiczek sosu Gerber, a wagony - dziecięce miseczki z apetycznie wyglądającymi posiłkami. Reklama skierowana jest do rodziców posiadających małe dzieci. Zachęca ich do kupna produktu dzięki napisowi NOWOŚĆ (trzeba to przetestować) oraz pomysłowej kompozycji całego plakatu.
Reklama Nivei - bardzo prosta w odbiorze, przedstawia dziewczynę tańczącą w kroplach deszczu. Element, który nas przyciąga to hasło reklamowe: Jak ciepły, letni deszcz na Twojej twarzy. Reklamowany krem, jak zauważyliście, jest idealnie dopasowany do kolorystyki plakatu (niebieskiej), który kojarzy się nam z deszczem i nawilżeniem. Umieszczone w lewym górnym rogu hasło: Wyjątkowa pielęgnacja od 100 lat wskazuje na bogatą historię i tradycję firmy. Skoro od 100 lat ludzie używają tych kremów, to oznacza, że muszą być dobre i sprawdzone.




Grupa Agnieszki i Jędrka analizowała reklamę produktów z linii "Dieta Light" oraz kremy Ziaja - med do skóry wrażliwej i z trądzikiem.
Pierwsza reklama, jak zauważyliście, jest skierowana do odchudzających się pań, dlatego też kobieta reklamująca produkty jest zgrabna, ma kształtne biodra. Co więcej zamiast paska ma miarkę wskazującą na sukcesywną utratę wagę, która nastąpi w wyniku stosowania produktów Diety Light. Produkty te (koktajle i batoniki) mają smaki, które uwielbia każdy łasuch: toffi, czekolada i truskawka. Dieta zatem, jak się okazuje może być nie tylko skuteczna, ale przyjemna i bez wyrzeczeń. To niewątpliwie jej dodatkowy atut. Jednak, według grupy, plakat jest skomponowany ze zbyt dużej ilości elementów, które rozpraszają uwagę.
Reklama druga, promująca kremy, przedstawia dwie ładne twarze kobiet stosujące kosmetyki firmy Ziaja. Przyciąga naszą uwagę przede wszystkim wyglądem pań - niejedna z nas może pomyśleć, że kiedy będzie stosować ów specyfik, stanie się równie piękna. Poza tym, na górze widnieje wyraźny czerwony napis: Dostępne wyłącznie w aptekach. Jest to dla nas wskazówką, że produkty nie są byle jakie, masowe, "zwykłe" tak jak inne sprzedawane w drogeriach. Poza tym reklamę skomponowano bardzo estetycznie, co sprawia, że jest łatwa w odbiorze.



Reklamy, które analizowała grupa Natalki i Michała, promują linię Plusssza - musujące tabletki dla kobiet oraz szampon Elseve Nutri - Gloss Crystal firmy L'Oreal.
Hasło pierwszej reklamy: Olśnij zdrowym pięknem - to pierwszy element, który przykuwa naszą uwagę. Drugim zaś jest piękna twarz młodej kobiety, która zajmuje połowę plakatu.
Reklamę szamponu również cechuje wysoki poziom estetyki. Przedstawia piękną kobietę, której lśniące, zdrowe i długie włosy przyciągają naszą uwagę. Na dole, tuż pod nią zaprezentowany jest reklamowany produkt. Co sprawi, że kupimy ten akurat szampon? Po pierwsze jest to nowość warta wypróbowania, a po drugie stosuje go przecież znana aktorka i modelka Freida Pinto, która jest ekspertem w tej dziedzinie. Kto, jak kto, ale znane aktorki na pewno wiedzą czego używać, aby olśniewająco wyglądać. Tak działa reguła autorytetu moi kochani!


Grupa Stasia i Natalki uważnie przestudiowała reklamę jogurtu naturalnego Danone oraz leku Proliver na wątrobę.
Reklama jogurtu wzbudza w nas bardzo pozytywne odczucia dzięki zdjęciu słodkiej krówki, która mówi: Jestem w dobrej formie. To z jej mleka jogurt zapewne zrobiono pyszny i zdrowy jogurcik. Z kolei reklama promująca Proliver jest, jak zauważyła grupa, bardzo chaotyczna. Zamieszczano na niej zbyt wiele informacji dotyczących produktu. Utrudniają one właściwy odbiór reklamy. Czynnikiem przyciągającym uwagę jest hasło: Nie do przebicia. As na wątrobę.

Czy zauważyliście pewne uniwersalne, powtarzające się chwyty i sposoby przyciągania naszej uwagi? Mam nadzieję, że tak. Na wnioski czekam w komentarzach :)

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Prasa pod sąd

Na jednej z lekcji pracowaliście z gazetami. Każda z grup dostała inny dziennik, ale pochodzący z tego samego dnia (29.10.2012). Waszym zadaniem było:

1. Opisanie zdarzenia znajdującego się na pierwszej stronie
2. Opisanie układu rubryk w czasopiśmie (czyli co po kolei się w nim znajduje)
3. Znalezienie wydarzenia prawdziwego, ale zanadto rozdmuchanego, wyolbrzymionego

Wszystkim grupom udało się uporać z tym wyzwaniem. Dowody, w postaci waszych zapisanych kartek, mam zresztą obok siebie :)








  
Jakie wnioski płyną z tej lekcji?
Ano takie, że w każdej, nawet poczytnej i wydawałoby się mądrej gazecie, znajdują się opisy wydarzeń, w których więcej jest domysłów, opinii piszącego dany reportaż, aniżeli interesujących nas faktów.

Po drugie, jak się okazuje, w gazetach stricte brukowych typu "Fakt" i "Super Express" , na pierwszych stronach znajdują się wydarzenia wstrząsające społeczeństwem. Tu obie gazety na samym początku umieściły szokujące informacje dotyczące znęcania się opiekunek nad dziećmi w żłobkach. "Horror w żłobku", " Dzieci płakały cały dzień" - oto nagłówki z pierwszych stron. Z kolei początki gazet skupiających się bardziej na kraju i polityce są zgoła inne. W "Naszym Dzienniku" zamieszczono artykuł o śmierci świadku Korsarza, a w "Gazecie Wyborczej" o wyborach na Ukrainie.

Różnice pomiędzy czasopismami można dostrzec nie tylko na poziomie informacji, ale także: języka i układu rubryk. "Super Express" i "Fakt" są tropicielami sensacji i to tych niekoniecznie prawdziwych. W pismach roi się od wyolbrzymionych wydarzeń, które podobno miały miejsce (np. "Rzuciła córeczkę psu na pożarcie") oraz od plotek z życia VIP-ów i gwiazd (np. "Córka Rusin została modelką").
Z kolei w "Gazecie Wyborczej" i "Naszym Dzienniku" takich informacji nie znajdziemy. Ale za to możemy przeczytać reportaże o tym, co dzieje się za granicą, o nowościach kulturalnych, o religii i filozofii. To oczywiście nie znaczy, że pisma te są jednoznacznie dobre czy prawdziwe. Po głębszej i wnikliwszej analizie i tu udało nam się znaleźć wiele tekstów opartych nie na faktach, ale na domysłach. Znalazły się też takie, które przeciętnego czytelnika niewiele obchodzą (np. "Jestem na NIE dla Halloween").

I znów dochodzimy do tego samego wniosku, co na początku. Musimy dobrze WYBIERAĆ, dokładnie SPRAWDZAĆ i nie wyłączać przy tym MYŚLENIA. Otrzymaliście zresztą pożyteczne wskazówki w "Vademecum Młodego Odbiorcy"

PS. Mam nadzieję, że jest to wklejone do zeszytu, bo jak nie to... wymyślę dla was coś extra za karę :P

piątek, 7 grudnia 2012

O mądrym korzystaniu w dalszym ciągu

Prezentacja i uświadamianie wam (mam nadzieję, że nie bezowocne) jak ważna jest rozwaga w korzystaniu z mass mediów to jedno, a dobra praktyka i wasze przemyślenia to druga sprawa.

Waszym zadaniem było stworzenie rankingu zasad, jakimi powinniście kierować się przy wyborze właściwego portalu, gazety czy programu w telewizji.
Pracowaliście bardzo dzielnie, co zresztą było widać. Z zadaniem poradziliście sobie wzorowo. Jestem z was bardzo dumna.










Przy wyborze odpowiedniego dla siebie programu czy artykułu kierujecie się różnymi kryteriami. Aby był godny obejrzenia lub przeczytania musi:
  • kształtować zainteresowania,
  • pomagać w nauce języków obcych i poznaniu innych kultur,
  • dostarczać i rozszerzać wiedzę z różnych dziedzin,
  • rozwijać wyobraźnię,
  • ukazywać ludzi, których warto naśladować i promować szlachetne akcje.
Odrzuciliście natomiast takie wyznaczniki jak:
  • tworzenie nierealnych wizji rzeczywistości, które się nie sprawdzają,
  • pokazywanie przemocy,
  • odciąganie od czytania książek,
  • powodowanie zmęczenia,
  • podawanie wszystkiego "na talerzu" bez zmuszania do myślenia.
Rzeczywiście mieliście rację. Jeżeli program, który chcecie obejrzeć posiada którąś z odrzuconych przez was cech, powinniście wyłączyć telewizor i iść na spacer albo pomóc rodzicom w domowych obowiązkach :)


czwartek, 6 grudnia 2012

Mądre korzystanie z mediów


W medialnej dżungli bardzo łatwo się zgubić. Codziennie jesteśmy zewsząd atakowani newsami, wiadomościami, sensacjami i to zarówno tymi prawdziwymi, jak i tymi wyssanymi z palca. Naszym zadaniem jest umiejętność selekcjonowania informacji, które do nas docierają oraz dzielenia ich na rzeczywiste i fałszywe, na potrzebne i niepotrzebne. Dlatego też nie można przyjmować wszystkiego bezkrytycznie i bezmyślnie.

NALEŻY WŁĄCZYĆ MYŚLENIE!!!



wtorek, 4 grudnia 2012

Bawimy się w rymy

Kilka tygodni temu omawialiśmy wiersz Antoniego Marianowicza pt. 'Bawimy się w rymy".
Na lekcji dowiedzieliśmy się czym jest rym i w ogóle po co jest nam potrzebny, a następnie sami znajdowaliśmy rymy do swoich imion.

Każdy z nas rzucał kłębek włóczki do wybranej osoby i przedstawiał się za pomocą rymowanki. W ten sposób powstała sieć. Kiedy każdy z nas miał już nić, zaczęliśmy zwijać ją. Tym razem musieliśmy powiedzieć rymowany komplement osobie, której odrzucaliśmy kłębek. Oczywiście on się kilkakrotnie zaplątał, upadł, ale najważniejsza w tym wszystkim była dobra zabawa :)





Waszym zadaniem domowym było ułożenie czterowersowej rymowanki, w której wykorzystacie swoje imię. Te, które usłyszałam bardzo mi się podobały (szczególnie o Przemkożelkach). Chciałabym żebyście zamieścili je w komentarzach ;)

No to do dzieła!

czwartek, 29 listopada 2012

IX Międzyszkolny Konkurs dla Szóstoklasistów

Moi drodzy!

Z ogromną radością (tu powinny znaleźć się fanfary) oznajmiam wam, że wasza koleżanka z klasy - Agnieszka Iwańczuk została zwyciężczynią IX Międzyszkolnego Konkursu dla Szóstoklasistów w kategorii "Recytacja".

Agnieszka wyrecytowała pierwszy list Oskara do Pana Boga, czyli fragment powieści Erica Emmanuela Schmitta "Oskar i Pani Róża". Powiem wam szczerze, że kiedy słyszałam ten fragment w wykonaniu Agnieszki, łzy zakręciły mi się w oku. Tym bardziej, że to moja ulubiona powieść.

Agnieszko, gratulacje! Byłaś bezkonkurencyjna i rozłożyłaś całą resztę na łopatki :) Naprawdę.

Gratulacje należy też złożyć Tomkowi Płócienniczakowi z VIa za zdobycie III miejsca w kategorii "Twórczość własna".
No i nie można zapomnieć o pozostałych uczestnikach min. Michale Różalskim, który dzielnie walczył z rozumieniem czytanego tekstu. Co prawda nie stanął na podium, ale należy bardzo go pochwalić za chęci i równowagę ducha, którą zachowywał cały czas. Zresztą Michał jest mózgiem ścisłym i w tą sobotę spróbuje swoich sił w rejonowym etapie konkursu matematycznego MKO. Michale, powodzenia! Trzymam kciuki! Klasa zresztą też :)

Nasza zwyciężczyni :)

Zdjęcie pamiątkowe z reprezentantami 6b.

Wszyscy uczestniczy konkursu naszej szkoły.

Na koniec chciałabym przytoczyć wam fragment, który Agnieszka recytowała na konkursie. Mam nadzieję, że zachęci on was do przeczytania całej książki. Jeżeli ktoś byłby zainteresowany - chętnie pożyczę. Dysponuję też filmem :)
I jeszcze jedna uwaga - przytaczam cały list. Agnieszka podczas mówienia "wycinała" pewne fragmenty (głównie opisy)

Eric Emmanuel Schmitt - Oskar i Pani Róża (fr.)

Szanowny Panie Boże,
Na imię mi Oskar, mam dziesięć lat, podpaliłem psa, kota, mieszkanie (zdaje się nawet, że upiekłem złote rybki) i to jest pierwszy list, który do Ciebie wysyłam, bo jak dotąd, z powodu nauki, nie miałem czasu.
Uprzedzam Cię od razu: nienawidzę pisać. Muszę mieć naprawdę jakiś ważny powód. Bo pisanie to bzdura, odchyłka, bezsens, jajo. To lipa. W sam raz dla dorosłych.
Mam to udowodnić? Proszę, weź choćby początek mojego listu: „Na imię mi Oskar, mam dziesięć lat, podpaliłem psa, kota, mieszkanie (zdaje się nawet, że upiekłem złote rybki) i to jest pierwszy list, który do Ciebie wysyłam, bo jak dotąd, z powodu nauki, nie miałem czasu”. No więc równie dobrze mógłbym napisać: „Nazywają mnie Jajogłowym, wyglądam na siedem lat, mieszkam w szpitalu z powodu mojego raka i nigdy się do Ciebie nie odzywałem, bo nawet nie wierzę, że istniejesz”.
Tylko że jeśli tak napiszę, to dupa blada, w ogóle się mną nie zainteresujesz. A ja chcę, żebyś się zainteresował. A najlepiej byłoby, gdybyś znalazł czas, żeby oddać mi dwie lub trzy przysługi. Wytłumaczę Ci, o co chodzi. Szpital to cholernie sympatyczne miejsce: pełno tu uśmiechniętych dorosłych, którzy głośno mówią, jest też mnóstwo zabawek i panie wolontariuszki, które chcą się bawić z dziećmi, i są koledzy, na których zawsze można liczyć, tacy jak Bekon, Einstein czy Pop Corn, jednym słowem, szpital to sama radość, jeżeli jest się mile widzianym pacjentem. Ja przestałem być mile widziany. Od czasu przeszczepu szpiku czuję, że nie jestem mile widziany. Kiedy doktor Dusseldorf bada mnie rano, nie ma już do mnie serca, rozczarowuję go. Patrzy na mnie bez słowa, jakbym popełnił jakiś błąd. A przecież tak się starałem w czasie operacji. Byłem grzeczny, dałem się uśpić, nie krzyczałem, kiedy mnie bolało, łykałem wszystkie lekarstwa. Bywają dni, kiedy mam ochotę go objechać, powiedzieć mu, że może to on, doktor Dusseldorf, ze swoimi czarnymi brwiami, po prostu schrzanił operację. Ale nic z tego. Ma taką nieszczęśliwą minę, że obelgi więzną mi w gardle. I im dłużej doktor Dusseldorf milczy ze swoją zmartwioną miną, tym bardziej ja czuję się winny. Zrozumiałem już, że stałem się złym pacjentem, pacjentem, który podważa wiarę w nieograniczone możliwości medycyny.
Myśli lekarza, są zaraźliwe. Teraz już wszyscy na naszym piętrze: pielęgniarki, praktykanci i sprzątaczki patrzą na mnie tak samo. Martwią się, kiedy jestem w dobrym humorze; zmuszają się do śmiechu, kiedy powiem jakiś dowcip. Nie chichramy się już jak dawniej. 

Tylko ciocia Róża się nie zmieniła. Moim zdaniem, za stara jest na to, żeby się zmieniać. Poza tym jest za bardzo ciocią Różą. Cioci Róży nie muszę Ci, Panie Boże, przedstawiać, to Twoja stara kumpelka, to ona kazała mi do Ciebie napisać. Problem tylko w tym, że jestem jedynym, który nazywa ją ciocią Różą. Musisz więc postarać się zrozumieć, o kim mówię: ze wszystkich pań w różowych fartuchach, które przychodzą z zewnątrz, żeby spędzać czas z chorymi dziećmi, ona jest najstarsza.
- Ile masz lat, ciociu Różo?
- Potrafisz zapamiętać trzynastocyfrową liczbę, Oskarku?
- Och! Chyba przesadzasz!
- Nie. Lepiej, żeby nie wiedziano tu, ile mam lat, bo wyrzucą mnie i więcej się nie zobaczymy.
- Dlaczego?
- Jestem tu nielegalnie. Jest pewna granica wieku, żeby być wolontariuszką. A ja ją dawno przekroczyłam.

- Jesteś przeterminowana?
- Tak.
- Jak jogurt?
- Ćśś!
- Dobrze! Nikomu nie powiem.
Była cholernie odważna, że wyznała mi swój sekret. Ale dobrze trafiła. Nie pisnę słowa, chociaż dziwię się, że przy tych wszystkich zmarszczkach, które jak promienie słońca okalają jej oczy, nikt się jeszcze nie domyślił.Innym razem poznałem jej kolejny sekret i teraz już, Panie Boże, na pewno skojarzysz, o kogo chodzi. Spacerowaliśmy po szpitalnym parku i nagle wdepnęła w kupę.
- Cholera!
- Ciociu, brzydko się wyrażasz!
- Odczep się, szczeniaku, mówię, jak mi się podoba.
- Och, ciociu Różo.
- I rusz tyłek. To jest, kurde, spacer, a nie wyścigi ślimaków.
Kiedy siedliśmy na ławce, żeby zjeść cukierka, spytałem:
- Dlaczego tak brzydko mówisz?
- Skrzywienie zawodowe, Oskarku. W moim zawodzie nie miałam żadnych szans, jeśli nie używałam mocnych słów.
- A jaki był twój zawód?
- Nie uwierzysz, jeśli ci powiem...
- Przysięgam ci, że uwierzę.
- Byłam zapaśniczką.
- Bujasz!
- Byłam zapaśniczką! Nazywano mnie Dusicielką z Langwedocji. 

Od tej pory, kiedy dopada mnie chandra i kiedy jest pewne, że nikt nas nie może usłyszeć, ciocia Róża opowiada mi o swoich walkach: Dusicielka z
Langwedocji przeciw Rzeźniczce z Limousin, o tym, jak przez dwadzieścia lat zmagała się z Diaboliką Sinclair, Holenderką, która miała piersi jak pociski, a przede wszystkim o spotkaniu w turnieju o puchar świata z Ullą Ullą, zwaną Suką z Hamburga, której nikomu nie udało się pobić, nawet Stalowym Udom,
wielkiej mistrzyni cioci Róży z czasów, kiedy była zapaśniczką. Te wszystkie opowieści wprawiają mnie w rozmarzenie, wyobrażam sobie moją znajomą, drobną, trochę trzęsącą się staruszkę w różowym fartuchu na ringu, jak rozkłada na cztery łopatki olbrzymki w obcisłych trykotach. Wydaje mi się, że to ja. Staję się najsilniejszy. Mszczę się.

No więc, Panie Boże, jeżeli przy tych wskazówkach - ciocia Róża alias Dusicielka z Langwedocji - nie będziesz wiedział, kto to jest ciocia Róża, to lepiej przestań być Bogiem i idź na emeryturę. Myślę, że wyraziłem się jasno.
Wracam do swoich spraw. Jak mówiłem, mój przeszczep wszystkich rozczarował. Chemia też wszystkich rozczarowała, ale wtedy liczono na przeszczep. Teraz odnoszę wrażenie, że lekarze nie wiedzą już, co proponować, i nawet mi ich żal. Doktor Dusseldorf, którego mama uważa, za bardzo przystojnego, chociaż według mnie ma trochę za bardzo krzaczaste brwi, wygląda jak zafrasowany Święty Mikołaj, któremu skończyły się prezenty.
Atmosfera coraz bardziej się psuje. Rozmawiałem o tym z moim kolegą Bekonem. Tak naprawdę to on nie nazywa się Bekon, tylko Yves, ale my nazwaliśmy go Bekonem, bo to bardziej do niego pasuje, dlatego że jest poparzony.
- Bekon, mam wrażenie, że lekarze przestali mnie lubić, załamuję ich.
- Coś ty, Jajogłowy! Lekarze są nie do zdarcia. Zawsze mają pełno pomysłów na operacje, które można ci zrobić. Policzyłem, mnie obiecali co najmniej sześć.
- Może ich inspirujesz.
- Najwyraźniej.
- Ale dlaczego nie powiedzą mi po prostu, że umrę?
Wtedy Bekon zareagował jak wszyscy w szpitalu: ogłuchł. Jeśli w szpitalu powiecie coś o umieraniu, nikt nie usłyszy. Możecie być pewni, że powstanie jakaś dziura powietrzna i zaczną mówić o czym innym. Wypróbowałem to ze wszystkimi. Oprócz cioci Róży.
Więc dzisiaj rano postanowiłem przekonać się, czy ona też straci słuch, kiedy o tym wspomnę.
- Ciociu Różo, dlaczego nikt mi nie mówi, że umrę?
Spogląda na mnie. Czy zachowa się tak jak wszyscy? Proszę cię, Dusicielko z Langwedocji, wytrzymaj, nie zatykaj uszu!
- Czemu chcesz, żeby ci to mówiono, skoro sam wiesz, Oskarze! 

Uff, usłyszała.
- Wydaje mi się, ciociu, że oni chcieliby widzieć ten szpital innym, niż naprawdę jest. Jakby człowiek przychodził do szpitala tylko po to, żeby wyzdrowieć. A przecież przychodzi się tutaj także po to, żeby umrzeć.
- Masz rację, Oskarze. Myślę zresztą, że popełnia się ten sam błąd w stosunku do życia w ogóle. Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jakbyśmy byli nieśmiertelni.
- Moja operacja się nie udała, ciociu Różo?
Ciocia Róża nie odpowiedziała. To był jej sposób na to, żeby powiedzieć tak. Kiedy już była pewna, że zrozumiałem, podeszła do mnie i szepnęła błagalnym tonem:
- Oczywiście niczego ci nie mówiłam. Przysięgasz?
- Przysięgam.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy, żeby przetrawić te wszystkie nowe myśli.

- A może napisałbyś list do Pana Boga, Oskarze?
- Och nie, ty też, ciociu Różo?
- Co ja też?
- Myślałem, że nie jesteś kłamczuchą.
- Ale ja wcale nie kłamię.
- To czemu mówisz mi o Panu Bogu? Dałem się już raz nabrać na Świętego Mikołaja. To mi wystarczy, dziękuję!
- Oskarze, Pan Bóg i Święty Mikołaj nie mają ze sobą nic wspólnego.
- Owszem. Na jedno wychodzi. Zwykła propaganda!
- Myślisz, że ja, była zapaśniczka, sto sześćdziesiąt wygranych meczów na sto sześćdziesiąt pięć odbytych, z czego czterdzieści trzy przez nokaut, Dusicielka z Langwedocji, mogłabym choć sekundę wierzyć w Świętego Mikołaja?
- Nie.
- A w Boga wierzę. Wyobraź sobie. Jasne, że to zmieniało postać rzeczy.
- A po co miałbym pisać do Pana Boga?
- Może poczułbyś się mniej samotny?
- Mniej samotny z kimś, kto nie istnieje?
- Spraw, żeby istniał. Pochyliła się w moją stronę.
- Za każdym razem, kiedy w niego uwierzysz, będzie trochę bardziej istniał. Jeśli się uprzesz, zacznie istnieć na dobre. I wtedy ci pomoże. 

- Co mogę mu napisać?
- Podziel się z nim swoimi myślami. Myśli, których się nie zdradza., ciążą nam, zagnieżdżają się, paraliżują nas, nie dopuszczają nowych i w końcu zaczynają gnić. Staniesz się składem starych śmierdzących myśli, jeśli ich nie wypowiesz.
- O.K.
- Poza tym możesz co dzień poprosić go o jedną rzecz. Ale uwaga! Tylko o jedną.
- To ten twój Pan Bóg jest do niczego, ciociu Różo. Aladyn mógł prosić sługę lampy o spełnienie aż trzech życzeń.
- Jedno życzenie dziennie, to chyba lepiej niż trzy przez całe życie, nie uważasz?
- O.K. To mogę go o wszystko poprosić? O zabawki, cukierki, samochód?...
- Nie, Oskarze. Bóg to nie Święty Mikołaj. Możesz go prosić tylko o sprawy duchowe.
- Na przykład?
- Na przykład o odwagę, o cierpliwość, o zrozumienie.
- O.K. Rozumiem.
- Możesz też, Oskarze, prosić go o różne rzeczy dla innych.
- Jedno życzenie dziennie, ciociu Różo, no to bez przesady, najpierw pomyślę o sobie!
No. A więc, Panie Boże, w tym pierwszym liście opisałem Ci trochę, jak mi się żyje w tym szpitalu, gdzie patrzą na mnie jak na przeszkodę dla medycyny, i chciałbym Cię prosić o wyjaśnienie: czy wyzdrowieję? Odpowiedz mi tak lub nie. To nie jest skomplikowane. Tak lub nie. Niepotrzebne skreślić.
No to do jutra, całusy, Oskar.
 

PS: Nie mam Twojego adresu. Co robić?

środa, 28 listopada 2012

Andrzejki


Kochani!

Jesteśmy już po naszym andrzejkowym wieczorze. Mam nadzieję, że impreza wam się podobała i dobrze się bawiliście :)

Andrzejki znane tez jako Jędrzejki, to wieczór wróżb i magii odprawiany w nocy z 29 na 30 listopada w dzień św. Andrzeja - patrona Szkocji. Nie jest to polskie święto, ale w naszej kulturze istnieje już od XVI w. Pierwszy raz wspomniał o Andrzejkach Marcin Bielski (historyk i poeta renesansowy) w swojej kronice. Jest to ostatni dzień hucznych zabaw poprzedzających adwent - czas wyciszenia, w którym czekamy na narodzenie Pana Jezusa.

W dawnych czasach andrzejkowe wróżby traktowano bardzo poważnie. Wróżby przeznaczone były dla niezamężnych dziewcząt i odprawiano je w odosobnieniu, dla każdej z osobna. Mężczyźni początkowo nie brali udziału w Andrzejkach, bo mieli swoje święto - Katarzynki. Z biegiem czasu zwyczaj ten uległ zmianie - wróżby przyjęły formę zbiorową, a zabawy gromadzą do dziś ludzi obojga płci.

My również mieliśmy swoje wróżby - przekuwanie serca, wróżenie z kuli, lanie wosku oraz wędrówkę butów. . A może znacie jeszcze jakieś inne, andrzejkowe wróżby? Na wasze odpowiedzi czekam w komentarzach.

Ale, czym byłoby święto bez pamiątkowych zdjęć...? Ku wspólnej uciesze zamieszczam niektóre z wielu fotografii uwieczniające nasz wesoły wieczór.

Nasza klasowa wróżka  :)

Wesoła klasa przy wspólnym stole

Wróżba z sercem cieszyła się powodzeniem, niestety zostało ono rozdarte :)

Kasia twoje włosy, skóra i okularki były rewelacyjne!!!

Uśmiech Kasi - bezcenny

Długa kolejka do wróżki. Każdy chce wiedzieć, co go czeka:)


Jak widzicie, chłopcy też skorzystali z porady wróżki

Lanie wosku

Adam dzielnie trzymał nam klucz :)

Moje wesołe dziewczyny :)

Małgosiu to zdjęcie było tak urocze, że musiałam je zamieścić:)

Wróżba z męskimi butami


I ta sama wróżba w wersji damskiej :)

 

(c)2009 Bandy z Sarabandy. Based in Wordpress by wpthemesfree Created by Templates for Blogger